W tym roku jesteśmy mniejszą grupą niż w poprzednich latach i zastanawialiśmy się, czy zamieszanie z wizami na Białoruś nie odstraszyło wielu osób. Przez pierwsze dwa tygodnie bike toura, większość rozmów i wysiłków było skierowanych na zdobycie wiz. Najpierw staraliśmy się o wizy w ambasadzie w Warszawie, gdzie napotykaliśmy na coraz to nowe wymówki dlaczego nasze podanie nie może zostać przyjęte. Były problemy z naszym zaproszeniem, z brakującymi dokumentami, a na koniec konsul stwierdził, że po prostu nie wpuści nas jako grupy, ponieważ uważa, że podróżując na rowerach nie możemy wjechać do kraju razem i razem z niego wyjechać (jak się zakłada w przypadku wizy grupowej). Według niego na pewno ktoś miałby wypadek albo zachorował i musiałby zostać w szpitalu, a wtedy co z resztą? Jak podzielić taką wizę?! Okazało się, że najłatwiej i najpewniej skorzystać z usług agencji polecanej na stronie ambasady, czyli po prostu zapłacić trochę więcej i wtedy wszystkie wątpliwości znikają. Polecono nam konsulat w Białymstoku (nawet konkretnie okienko 2! byleby nie 1! ->petent pod konsulatem), jako mniejszy i „przyjaźniejszy“ i tam właśnie uzyskałyśmy wizy. Na granicy były jeszcze problemy z dokumentami psa i ostatecznie podróż pociągiem do innego przejścia granicznego okazała się niezbędna. W związku z tym wyniknęło kolejne opóźnienie, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy. Ta niepewność wjazdu na Białoruś była męcząca, ale w końcu się udało i siedem osób przekroczyło granicę kilka dni temu. Na przyszłość służymy poradą aktywistom próbującym się dostać na Białoruś!